Bierzesz na ręce małe ciemnoskóre dziecko, a ono przytulając się do ciebie prosi o kromkę chleba. To uczucie, które odbija znamię na twym sercu i sprawia, że w jednej minucie przewartościowujesz swoje życie – mówi Monika Wojtoń z Okleśnej. Od trzech lat jeździ regularnie do Afryki z misją pomagania czarnoskórych miejscowym.
38-letnia Monika Wojtoń z Okleśnej pod Alwernią oddała serce afrykańskim dzieciom. Właśnie wróciła z Zambii, gdzie wraz z koleżankami z fundacji ASBIRO urządziła małym tubylcom salę lekcyjną. Zakupiła ławki, komputery, przybory szkolne. To był jej czwarty wyjazd z misją do Afryki. Wcześniej w jednej z wiosek m. in. wyremontowała szkołę.
Zaczęło się od urodzinowych wakacji. By zdmuchnąć 35 świeczek na torcie pojechała pierwszy raz do Kenii. To miała być super przygoda w egzotycznym klimacie. Nie sądziła, że ludzie i miejsca na zawsze odmienią jej życie. – Zobaczyłam biedę. Bose, głodne dzieci. Wszystkiego im brakowało – wspomina Monika Wojtoń. Już wtedy wiedziała, że to nie będzie zwykła urodzinowa beztroska impreza. Doskonale pamięta to uczucie bezradności, które poczuła zaprzyjaźniając się z miejscowymi. Wiedziała, że nie może pomóc wszystkim. Mimo to w jej głowie już wtedy urodziła się misja. Chciała tu wrócić i to nie z pustymi rękami.
– Po powrocie do Polski zaczęłam planować kolejny wyjazd do Kenii – wspomina. Wysłała miliony maili i wykonała setki telefonów do przyjaciół otwierając ich serca na Afrykę. Powołała do życia nową fundację „Misja Serca – Kenia”, dzięki której Monice udało się zebrać wokół siebie grupę wrażliwych ludzi. Za pierwsze zebrane pieniądze, prawie 8 tysięcy złotych udało się naprawić dwa dachy w tamtejszej szkole. Wystarczyło też na kilka ławek.
– Ich wdzięczność była nie do opisania – przekonuje Monika. Wspominając tamten wyjazd przed oczami ukazuje się postać małego czarnoskórego chłopczyka. Bosy, w koszulce z wielką dziurą odsłaniającą brzuszek przyglądał się jej uważnie. Gdy wyciągnęła z kieszeni lizaka i wręczyła chłopcu ten poskoczył wysoko do góry rzucając się jej na szyję. Jego mama w podzięce pogłaskała ją czule po głowie. – Właśnie dla takich chwil warto to robić – przekonuje.
1 marca Monika wraz z przyjaciółmi po raz czwarty dotarła do Afryki. Tym razem to były jej drugie odwiedziny w zambijskim slamsie. Wyjazd się sporo przesunął w czasie ze względu na epidemię cholery, która wybuchła w wiosce Lusace. Tym razem mieszkanka Okleśnej zbierała pieniądze na ławki i laptopy. – Rok temu, również dzięki darczyńcom, zawiozłam tam 15 laptopów. To dało dzieciom możliwość nauki podstaw komputera. Jest to fenomenem w tamtejszej okolicy – podkreśla kobieta dodając, że nadal jednak brakuje tam wszystkiego.- Dzieci w ciemnych salach siedzą po trzy, cztery osoby w dwuosobowych ławkach, a za tablice służy im wyblakła, czarna \”plama\” na ścianie – zaznacza. Teraz dzięki Monice dzieci nie ściskają się już podczas lekcji. Mają nowe ławki.
Monika przywiozła m.in. sprawne telefony komórkowe dla jednej z tamtejszych kobiet, która marzyła o otwarciu własnej firmy. – Chce je sprzedawać, a za zarobione pieniądze kupić proszek do prania czy węgiel – opowiada.
Przez zambijskie dzieci została okrzyknięta „Teacher Moniką”, czyli Moniką nauczycielką. Obsypywały ją milionami pytań o kraj, w którym mieszka. Raz mały chłopczyk szepnął jej do ucha, że chciałby z nią jechać do Polski. – Zapytałam go co byś tam robił? Odpowiedział – zjadłbym sobie coś – wspomina ze smutkiem dodając, że w tamtejszych dzieciach najlepsze jest to, że niczego nie oczekują. – Byłam dla nich „ teacher Moniką „ która przynosi na lekcje kredki , czyste kartki , książki – podkreśla. – Na zajęciach panowała absolutna cisza. Tak były wdzięczne. A gdy uczyły się obsługi komputera to widać jak rządne są tej wiedzy. To jest najlepsze uczucie – dodaje. Smuci ją, że nie jest w stanie wszystkim pomóc.
– Tam nie daje się dzieciom cukierków. Dasz dziesięcinom to za chwilę zbiegnie się tłum dwustu – tłumaczy.
Pomysłów na wywołanie uśmiechu w oczach dzieci jej jednak nigdy nie brakowało. Wraz z dziewczynami przywiozła projektor. – Zrobiliśmy wspólnie bilety, uprażyliśmy popcorn i wyświetlaliśmy filmy udając, że jesteśmy w kinie. Było super – uśmiecha się na wspomnienie.
– To już będzie moja misja na całe życie – wyznaje. Chciałaby jednak następnym razem jechać w głąb Afryki. – Tam, gdzie głód i bieda są jeszcze większe, gdzie często ludzie nie mają dostępu do wody – precyzuje. Obawia się, czy sprosta takiemu wyzwaniu, czy da radę psychicznie to udźwignąć.
– Z każdym wyjazdem staję się jednak mocniejsza, dojrzalsza – zauważa. Przykro jej gdy ludzie pytają dlaczego pomaga akurat dzieciom z Afryki, a nie na przykład chorym z jej miejscowości czy województwa. – To nieuczciwe, tym bardziej, że większość ludzi naprawdę nie robi nic dla drugiego człowieka. Ja wybrałam taką drogę bo tak podpowiada mi serce – ucina. Liczy, że grupa wolontariuszy chętnych do wsparcia finansowego oraz pomocy tam, na miejscu będzie stale się powiększać. Wszystkich zainteresowanych jej Misją Serca odsyła na facebookowa (Misja Serca Kenia). Tam można znaleźć nie tylko garść informacji o jej działalności, numery konta dla hojnych darczyńców, ale też relacje wideo i zdjęcia z jej odwiedzin w afrykańskich wioskach.
Więcej zdjęć i filmików z pobytu Moniki Wojtoń w Zambii można zobaczyć także na naszej facebookowej stronie: Gazeta Trzebińska.
Magdalena Balicka